Słuchając drogi

Kryzys może być szansą na rozwój

Marcin Nowak

Moja dzisiejsza rozmówczyni towarzyszy ludziom w trudnych momentach ich życia. 

Gościem kolejnego odcinka Słuchając drogi jest pani Katarzyna Górczyńska, psycholog, terapeuta. Posiada doświadczenie w udzielaniu wsparcia dla osób doświadczających traumy, straty i przemocy. Pracowała w poradnictwie oraz interwencji kryzysowej. Nauczyciel akademicki. 

Podczas naszego spotkania poszukamy odpowiedzi m.in. na pytania; Czym jest kryzys? Dlaczego boimy się kryzysów?  Co zrobić kiedy nas dotknie? Czy jesteśmy w stanie sami sobie poradzić?  Gdzie i u kogo szukać pomocy? 

Zapraszamy do rozmowy. Dołącz do grupy ludzi ciekawych świata i drugiego człowieka. https://www.facebook.com/groups/sluchajacdrogi

Dla osób nie słyszących zapis rozmowy można znaleźć (w zakładce TRANSCRIPT) pod linkiem: https://sluchajacdrogi.buzzsprout.com/1189352/7896268-kryzys-moze-byc-szansa-na-rozwoj


Marcin Nowak

Na ścieżkach swojego życia szukamy różnych rzeczy. Szukamy tego, co piękne, dobre, co ma sens. W tym naszym poszukiwaniu mamy też momenty, kiedy wszystko się sypie, a nam brakuje siły do zrobienia kolejnego kroku. I to też jest prawda drogi. Bywamy turystami, podróżnikami, włóczęgami, pielgrzymami. Jesteśmy różni, ale łączy nas to, że jesteśmy w drodze. „Słuchając drogi” to audycja dla wszystkich, którzy są ciekawi drugiego człowieka, świata i idei, które mogą pomóc nam żyć z sensem. Nazywam się Marcin Nowak i zapraszam was serdecznie, abyście wyruszyli ze mną na spotkanie. Zapraszam do „Słuchając drogi”, podcastów Centrum Myśli Jana Pawła II. Moja dzisiejsza rozmówczyni towarzyszy ludziom w trudnych momentach życia. Zapraszam do spotkania z panią Katarzyną Górczyńską, psychologiem, terapeutą, osobą posiadającą doświadczenie w udzielaniu wsparcia dla osób doświadczających traumy, straty i przemocy. Podczas naszego spotkania porozmawiamy m.in. o tym, czym jest kryzys oraz o tym, jak możemy go przeżywać mądrze dobrze i rozwojowo. Zapraszam serdecznie. Pani Kasiu, chciałbym na początku spytać, czym jest kryzys z punktu widzenia psychologa? Gdy mówimy kryzys w psychologii to...


Katarzyna Górczyńska

Kryzys w psychologii to jest taki moment w życiu człowieka, w którym, kiedy pojawia się sytuacja problemowa, sytuacja trudna, to człowiekowi zaczyna brakować zasobów własnych do poradzenia sobie z tą trudną sytuacją. Czy jakby nie każda trudna sytuacja w naszym życiu problemowa jest od razu kryzysem. On się pojawia wtedy, kiedy my już nie widzimy jakby możliwości poradzenia sobie, brakuje nam zasobów, brakuje nam środków zaradczych, nie widzimy ich ani w sobie, ani dookoła. To jest taka właściwie najprostsza definicja kryzysu. Z tym, że tych kryzysów może być w naszym życiu wiele różnych. Te najczęstsze to są te takie kryzysy sytuacyjne tak naprawdę, czyli taki moment - coś się zadzieje w naszym życiu, pojawia się sytuacja problemowa, z którą musimy sobie poradzić, ale ona nas przerasta i rodzi się kryzys wtedy.



Marcin Nowak

Czy ja rozumiem, że ten rodzaj kryzysu, o którym pani opowiada, to jest troszeczkę taka jakby zawężona perspektywa, prawda? To znaczy, że my na tym etapie, kiedy coś nas spotyka, nie potrafimy zauważyć w sobie, nie wiem, narzędzi, kompetencji i tak dalej. I ten kryzys nas wgniata w jakimś sensie, bardzo nam zawęża perspektywę. Ja się zastanawiam, też tak słuchając pani, na ile też ten lęk jest, jakby ma swoją rolę do odegrania, bo mówi się potocznie, pewnie też w psychologii, że lęk zawęża bardzo perspektywę, tak jakby ukierunkowywuje jakoś i powoduje, że tracimy szerszy kontekst. Czy tutaj jest jakiś też wpływ lęku na ten sposób przeżywania kryzysu przez nas, kiedy nie widzimy wyjścia?



Katarzyna Górczyńska

Znaczy, w ogóle wszelkiego rodzaju sytuacje trudne, no bo tak mówimy ogólnie „sytuacje trudne”, nie wiem, śmierć osoby bliskiej, na przykład, tak? To są sytuacje, które wywołują bardzo dużo trudnych takich emocji w tym przeżywaniu. Lęk jest jedną z tych emocji w takiej sytuacji, no bo, na przykład, boimy się o to, na przykład, jak sobie teraz poradzimy bez tej osoby chociażby, prawda? W ogóle wszelkiego rodzaju kryzysy mogą mocno zaburzać percepcję, bo może też tak być że my mamy zasoby do poradzenia sobie z tą sytuacją, tylko my ich po prostu nie widzimy, dlatego że jakby siła tego kryzysu, którego doświadczamy, zaczyna zaburzać naszą percepcję. My nie widzimy tego, że mamy zasoby, chociażby na przykład, w postaci osób bliskich, które mogą nas wesprzeć, tak? Czy sami w sobie mamy na tyle siły, że jesteśmy w stanie sobie poradzić, na przykład, organizacyjnie z pewnymi sprawami, że jesteśmy w stanie przeorganizować swoje życie na nowo. Ale my tego w danym momencie nie widzimy. W wielu wypadkach właśnie dlatego, że lęk ma takie działanie wręcz czasami paraliżujące, jakby lęk jest tak silną emocją doświadczaną przez nas, że on potrafi jakby sprawić, że nagle stajemy się ślepi na wiele rzeczy. I kiedy działamy w tzw. interwencji kryzysowej, bo te kryzysy często, których doświadczamy, są tak silne, że wymagają natychmiastowego wsparcia, natychmiastowej pomocy i wtedy wchodzi się z interwencją kryzysową. Ona ma głównie takie główne zadanie: pierwsze - obniżenie tego najsilniejszego napięcia, które się pojawia głównie w wyniku lęku zwykle. I jakby na tym to polega, żeby jakby ten lęk i to napięcie obniżyć na tyle, żeby osoba też mogła dostrzec w ogóle jakąś perspektywę przed sobą w tej sytuacji kryzysowej. Bo w ogóle wychodzenie, przeżywanie kryzysu i wychodzenie z kryzysu to jest też długotrwały proces. Kryzysy bardzo często też łączą się tak naprawdę z przeżywaniem i doświadczeniem straty. Jak sobie myślę o tych różnego rodzaju takich kryzysach sytuacyjnych, zaczęłam trochę przeglądać też sobie literaturę w tym zakresie, to jakby głównie doświadczamy tych sytuacji takich związanych ze stratą. To może być strata pracy, to może być, nie wiem, strata mieszkania, to może być właśnie śmierć bliskiej osoby; jakby różnego rodzaju straty, których doświadczamy w życiu, które łączą się z przeżywaniem żałoby najczęściej. A tam tych emocji trudnych jest bardzo dużo, więc ten kryzys, to przeżywanie kryzysu i radzenie sobie z kryzysem też będzie bardzo mocno rozciągnięte w czasie.



Marcin Nowak

Słuchając pani, pani Katarzyno, druga rzecz mi przychodzi do głowy, że też ten kryzys jest jakoś związany z tożsamością, prawda? Bo też o tym pani mówiła teraz trochę o tym, że kryzys wymaga od nas jakiegoś na nowo określenia się, odnalezienia w danej sytuacji. Czy on też dotyka naszej tożsamości? Czy można mówić, że dlatego też się trochę boimy tych kryzysów, no bo one właśnie, tak jak pani mówiła, wiążą się ze stratą z jakąś taką, wejściem w nieznane, wyjście... No, rozpoczęciem czegoś nowego w jakimś sensie.




Katarzyna Górczyńska

Wie pan co? Ja sobie tak myślałam w ogóle o tym, jaki piękny jest język polski, jak on cudownie w swoim brzmieniu wiele słów w swoim brzmieniu w ogóle pokazuje nam, jakie jest znaczenie słowa. Bo proszę sobie kilka razy powtórzyć w ogóle słowo „kryzys”. Jakie ono jest w wydźwięku? Bardzo takie szorstkie, bardzo takie twarde, prawda? To jest tak, jak byśmy powiedzieli „miękki”. „Miękki” to jest takie słowo delikatne. „Twardy” też już takie ma brzmienie i z kryzysem jest podobnie. Ono już... Słowo „kryzys” w swoim brzmieniu jest takie bardzo trudne, kojarzy się z czymś takim jakby naszpikowanym kolcami, czymś, czego lepiej wolelibyśmy nie dotykać, nie? Czasami jakby trudno też... Nawiązuję do tego, co pan mówił o tym, dlaczego boimy się kryzysów. Czasami aż się prosi, żeby nazwać po imieniu to, co się z nami dzieje, to, co przeżywamy nazwać kryzysem, bo jak nazwiemy, zdefiniujemy to, co się z nami dzieje, to możemy sobie wdrożyć różnego rodzaju, nazwijmy to, procedury poradzenia sobie. My na sam dźwięk słowa „kryzys” po prostu mamy ciarki na ciele. Ja, jak przychodzi do mnie pacjent, ja widzę go w kryzysie albo on mówi o tym, że przychodzi w kryzysie, to ja mam taką przed oczami wizualizację, jakby jakaś fra... jakiś fragment jego życia pękał. Jak słyszę „kryzys”, to mam taką wizualizację, jakby coś mi pękło, prawda? Tak się to kojarzy, jakby w kryzysie trochę tak jest, że coś pęka i to jest niezwykle bolesne, to jest trudne. I jakby najtrudniejsze w zmierzeniu się z kryzysem jest to, że trzeba się zmierzyć z tym bólem. Jakby nie da się poradzić sobie z kryzysem, nie mierząc się z tymi trudnościami. I myślę sobie, że dlatego boimy się kryzysów, boimy się czasami nazwać ten stan, w którym jesteśmy, „kryzysem”. W ogóle we wsparciu jakimkolwiek udzielanym osobom w kryzysach, jakby często pierwsze kroki zmierzają do tego, żeby nazwać to, co się dzieje z człowiekiem, żeby nazwać to kryzysem, żeby wyjaśnić, na czym ten kryzys polega, że na przykład, jest on wynikiem straty, której ta osoba doświadcza, że strata wymaga przepracowania żałoby, że żałoba łączy się z przeżywaniem określonych emocji. Jakby za tym też będą szły pewne strategie radzenia sobie z tymi trudnymi doświadczeniami, bo to jest nieprzyjemne odczuwanie smutku, odczuwanie rozpaczy, odczuwanie samotności. To są bardzo trudne doświadczenia i my wolelibyśmy ich nie czuć. Dlatego często od nich po prostu uciekamy i szukamy takich strategii - one dokładnie tak się nazywają „strategiami unikowymi”, które pozwalają nam odsunąć od siebie te wszystkie bardzo przykre i nieprzyjemne doświadczenia. Natomiast przeżycie i skonfrontowanie się z nimi jest tak naprawdę konieczne, jest niezbędne do tego, żeby poradzić sobie z kryzysem i żeby rzeczywiście, na przykład, w przeżywaniu żałoby po stracie móc w pewnym momencie osiągnąć taki moment równowagi. Ale to niestety wymaga wcześniejszego skonfrontowania się z tymi trudnościami. Bo my tutaj poruszamy się w obrębie jakby ciągle tych takich kryzysów sytuacyjnych, tak?  Jakby tych, które najczęściej nas dotykają. Bo troszeczkę inny wymiar będą miały, na przykład, kryzysy rozwojowe. Bo one będą głównie opierały się... Czy jakieś takie kryzysy dotyczące dokonywania różnego rodzaju wyborów w życiu. Nie wszystko będzie kryzysem, ale czasami jakiś moment decyzyjności w naszym życiu będzie takim momentem kryzysowym, który byśmy trochę zobrazowali do, czy porównali do takiego stanięcia na rozdrożu, tak? I to też będzie moment kryzysowy, bo trzeba rozważyć, która droga będzie lepsza, która będzie bardziej owocna. Czasami to jest wybór mniejszego zła, tak? Trzeba rozważyć, co będzie dla nas, gdzie są większe korzyści, gdzie przeważają korzyści. Więc to też będą takie momenty kryzysowe, ale one będą miały troszeczkę inny wymiar i troszeczkę inny wydźwięk niż te kryzysy sytuacyjne, tak, w których doświadczamy jakichś sytuacji życiowych dosyć obciążających, tak?




Marcin Nowak

Myślę, że jeszcze będziemy mogli... Bo właśnie to też mnie ciekawi, jakby jaka jest różnica między kryzysem psychologicznym i rozwojowym, ale myślę, że o tym byśmy jeszcze, jeżeli pani pozwoli, porozmawiali za chwilkę. A teraz chciałem się poprosić panią o przybliżenie nam tych różnych strategii, tych różnych uników, które robimy albo w ogóle strategii wobec kryzysów z pani doświadczenia z ludźmi, z którymi pani pracuje, pacjentami, którymi się pani też opiekuje. Jakie my przyjmujemy strategię wobec kryzysów? Jak moglibyśmy je króciutko scharakteryzować?



Katarzyna Górczyńska

Kryzys to jest stres, więc tak naprawdę nie ma jakichś specyficznych strategii radzenia sobie z kryzysem. To są strategie, po które zwykle sięgamy w sytuacjach stresowych. Trzy takie główne zwykle wymieniamy. Oczywiście tam potem tych sposobów radzenia sobie może być w każdym z tych typów całe mnóstwo. Natomiast, no generalnie, albo wobec kryzysu czy wobec sytuacji trudnej stajemy do walki, czyli podejmujemy określone zadania. To jest typ taki zadaniowy, najbardziej pożądany. On jest taki najbardziej owocny, jeśli chodzi o radzenie sobie, przynosi najwięcej korzyści tak naprawdę. Drugi jest emocjonalny, czyli skupiamy się generalnie na emocjach, na tym, co się dzieje emocjonalnie wokół problemu. Mniej podejmujemy takich czynności zaradczych, konkretnych, w celu, nie wiem, znalezienia rozwiązania sytuacji, ale będziemy, na przykład, rozkładać na czynniki pierwsze daną sytuację, roztkliwiać się trochę nad sobą, płakać nad tym, jak to nam jest źle, jacy to jesteśmy biedni, bo nie możemy sobie z czymś poradzić. No i trzeci taki styl to jest styl unikowy, czyli szukanie takich sposobów, które pozwolą nam albo nie myśleć, albo odsunąć od siebie różnego rodzaju działania zmierzające do rozwiązania problemu. To mogą być różnego rodzaju czynności zastępcze albo poszukiwanie różnego rodzaju kontaktów, ale nie w celu znalezienia wsparcia, tylko w celu właśnie jakby odcięcia się trochę od problemu. O ile jeszcze czasami te emocjonalne strategie pozwalają na to, żeby przyjrzeć się w ogóle sobie i skonfrontować trochę z emocjami, to te strategie unikowe zwykle po prostu odsuwają to w czasie i są tymi najmniej efektywnymi, bo siłą rzeczy prędzej czy później i tak trzeba będzie się z problemem skonfrontować. W przypadku żałoby, na przykład, to jest często też odraczanie przeżywania żałoby, co niestety skutkuje tym, że ona potem wraca często ze zdwojoną siłą. Nie można od tego uciec w takim w takim sensie, to tylko jakby odracza nam w czasie. Więc, no, my też staramy się w pracy zwykle nakierować osoby w kryzysie na to, żeby starały się sięgać po te strategie zadaniowe, czyli spróbowały się skonfrontować tak naprawdę z problemem, co jest najtrudniejsze, bo często za tym idzie konfrontacja z własnymi emocjami, konfrontacja z tym, co się przeżywa, a to jest bardzo bolesne w kryzysie. I to też jest kwestia naszej konstrukcji psychicznej, to znaczy, jak my dotychczas bez, na przykład, dużego kryzysu radziliśmy sobie w różnych sytuacjach. Więc jeżeli mamy takie tendencje też osobowościowe do tego, żeby nie konfrontować się z problemami, no to w takim... w takiej dużej sytuacji kryzysowej no to, to też będziemy korzystać niestety z tych strategii mniej pożądanych. Jakby wielkiej filozofii tak naprawdę w tych strategiach nie ma. Bardziej owocne, tak jak mówię, w rozwiązaniu, czy nawet potem w takim wzroście postkrytycznym, są te zadaniowe. Jeżeli osoba konfrontuje się ze swoimi emocjami, przeżyciami, podejmuje konkretne działania, no to wtedy efekty też są wymierne w takiej postaci, że w określonym, dosyć krótkim czasie, na przykład, wraca do równowagi i jest w stanie normalnie żyć, normalnie funkcjonować. Bo z kolei kryzys, z którym sobie nie poradzimy, z którym... Który nie zostanie pozytywnie rozwiązany, może skutkować nawet zaburzeniami. My czasami też nie jesteśmy w stanie zidentyfikować, że dana... Że dane nasze zachowanie, dana reakcja jest, na przykład, związana z tym, że mamy gdzieś tam jakiś kryzys nierozwiązany. A to potem utrudnia nie tylko życie nam, ale może utrudniać naszym bliskim, domownikom, współpracownikom, tak? Jeżeli ktoś, na przykład, nie wiem, ma nieprzepracowaną żałobę, gdzieś zatrzymaną na etapie, załóżmy, jakiegoś gniewu i po jakimś czasie zaczyna się denerwować na wszystkich, reagować gniewem, złością, czasami agresją z byle powodu tak naprawdę. To to jest taki przykład zachowania, jakby odroczone jest to w czasie, natomiast my na ten moment widzimy, że jest nieadekwatne w ogóle do sytuacji, ale jest jakiś bodziec, który uruchamia coś, co nie zostało domknięte, co nie zostało przepracowane. Więc jakby to może mieć takie swoje konsekwencje też w czasie dosyć długofalowe. Z tym że, no, my sobie na co dzień nie zdajemy z tego sprawy.



Marcin Nowak

No właśnie, bo też jakby rozmawialiśmy o tych różnych naszych strategiach, ale też już wiemy, że to przeżywanie kryzysu jest ważne. Ważne jest skonfrontowanie się z tym. Ale pytanie: Jak to robić? Czy można samemu? Kiedy jakby powinna nam się zapalić jakaś lampka? Jak się wsłuchać w to? Gdzie szukać pomocy, ewentualnie? Wydaje mi się, słuchając też pani, że chyba najtrudniejszy jest faktycznie przyznanie się przed samym sobą i zdefiniowanie, że mamy kryzys albo że jesteśmy w kryzysie. Więc rozumiem, że to zakłada taką postawę refleksyjną. Ale właśnie, czy coś jeszcze i gdzie tej pomocy później szukać? I czy samemu można sobie z tym kryzysem poradzić?



Katarzyna Górczyńska

To, czy jesteśmy w stanie sami sobie poradzić, zależy właśnie od naszych zasobów i świadomości tych zasobów. To jest pierwsza podstawowa rzecz, na ile my, po pierwsze, właśnie, jesteśmy świadomi, że jest problem, na ile my jesteśmy w stanie też dostrzegać i wyłapywać, na przykład, z naszego zachowania czy z naszych reakcji, że coś, powiedzmy, odbiega od normy, to znaczy, jakby zachowujemy się inaczej, niż zachowaliśmy się do tej pory, nie? Bo to nam się czasami kojarzy, nie wiem, osoba w kryzysie jako osoba, nie wiem, w permanentnym, nie wiem, płaczu, smutku czy w czymś, co mocno przypomina depresję. Niekoniecznie. Można być w kryzysie i funkcjonować generalnie całkiem normalnie, ale mieć takie właśnie momenty, które widzimy, że są nieadekwatne, które pokazują, że coś się z nami dzieje - to, na przykład, te reakcje złości, one w odroczonej żałobie są bardzo charakterystyczne, że zaczynamy się złościć bardzo nieadekwatnie do sytuacji, na przykład. Albo zaczynamy płakać, wzruszać się w takich momentach, które normalnie by nas w ogóle nie dotknęły. Albo, na przykład, no właśnie, reagujemy w relacjach z bliskimi, w różnych relacjach z bliskimi, w inny sposób. Możemy się też, na przykład, izolować; byliśmy z kimś bardzo blisko, a teraz zaczynamy się izolować. Jeżeli, mało tego, wszystkie sygnały płynące z ciała, bo ciało nam daje bardzo dużo informacji... Pamiętajmy, że kryzys... Generalnie człowiek to jest cud: ciało umysł i duch. Więc jeżeli jedna sfera jest dotknięta, to zaczynają też, no, szwankować wszystkie inne. No i bardzo często somatyzacja, czyli różnego rodzaju sygnały z ciała też informują nas o tym, że coś się dzieje na poziomie psyche. Więc jeżeli doświadczamy, na przykład, jakichś form dolegliwości, które nie mają podłoża żadnego medycznego, to też jest często sygnał, że być może jest... To najczęściej jest w ogóle podłoże lękowe takich somatyzacji. Więc jeżeli jest podłoże lękowe, to teraz gdzie ten lęk ma swoje źródło? Z czego to się bierze? Ale to jakby duży poziom świadomości jest tutaj potrzebny i też takiej pracy nad sobą, ale też budowania zasobów, budowania też takiej... budowania rezyliencji, czyli takiej odporności psychicznej. Natomiast, no, czasem się zdarza, że nie mamy w sobie na tyle świadomości. Nagle rzeczywiście dopada nas taka sytuacja trudna, kryzysowa, kończą nam się zasoby i jakby co dalej? Z tyłu głowy trzeba mieć zawsze przede wszystkim, że psycholog, terapeuta, interwent kryzysowy to jest zawsze ta osoba z pierwszej linii, która jest nam przede wszystkim w stanie właśnie, pokazać, co się z nami dzieje i żeby przede wszystkim nie bać się korzystać ze wsparcia, jak już sobie uświadomimy, że jest z nami na tyle kiepsko, że nie poradzimy sobie sami. To nie przyjaciele, nie... Nie tędy droga. Tu jest potrzebne fachowe wsparcie, które przede wszystkim nas pokieruje i pokaże, co się z nami dzieje, w którą stronę to powinno zmierzać, co się może z nami zadziałać, że, na przykład, nieunikniona jest przeżywanie jakichś takich trudnych doświadczeń, konfrontowania się z nimi, ale przy odpowiednich działaniach jesteśmy w stanie znowu wrócić do równowagi. Więc myślę sobie, że zawsze z tyłu głowy trzeba pamiętać, że w każdym ośrodku interwencji kryzysowej, czy w takich miejscach udzielających wsparcia, jeżeli zgłosimy się z taką informacją, że jesteśmy takim w stanie kryzysu, z którym sobie nie radzimy, to zostaniemy przyjęci i właśnie na zasadzie chociażby jakby spadku tego pierwszego napięcia, które często tak zaburza, że człowiek ma poczucie w ogóle życia w chaosie i takiego funkcjonowania, że w ogóle nie wie, co ma ze sobą zrobić. To jest pierwsza rzecz. Natomiast, dopóki rzeczywiście też mamy zasoby, to możemy sobie próbować też radzić w taki sposób... No właśnie, świadomości tego, co się z nami dzieje, jakby analizowania sobie też w sobie trochę tych emocji, planowania, organizowania życia na tyle, żeby też pozwolić sobie na przeżywanie tych trudnych emocji. Może w ten sposób. Bo my nawet czasami jak jesteśmy świadomi tego, że coś się z nami dzieje, to, nie wiem, obowiązki zawodowe, obowiązki rodzinne nie pozwalają nam często na to, żeby dać sobie przestrzeń na przeżywanie tego, co się z nami dzieje. Na przykład czasami obwiniamy się o to, że się złościmy. Generalnie też trochę pokutuje w naszej kulturze, że, na przykład, nie wiem, grzeczne dziewczynki się nie złoszczą, prawda? Że jakby wyrażanie złości jest czymś niepożądanym. No, tak trochę pokutuje. Od razu słyszymy: „Czemu się złościsz?”, „Przestań się złościć”. Nie? Jeżeli nie rozumiemy, z czego ta złość wynika, to rzeczywiście jeszcze dostanie takiego... Jak dostaniemy taki komunikat, no to generalnie jesteśmy ugotowani. Natomiast jeżeli ja wiem, po pierwsze, dlaczego się złoszczę, a po drugie, daję sobie przyzwolenie na złoszczenie się i jakby nie zastanawiam się, że ktoś mnie za to skarci; ja przede wszystkim nie karcę sama siebie za to, że się złoszczę, no to wyrażenie tej złości w połączeniu z tym, że ja wiem, z czego to wynika, to jest uzdrawiające tak naprawdę. To jest taki dosyć prosty mechanizm, że, na przykład, nie każdy w żałobie, ja może do tej żałoby trochę odwołuje, bo na jest taka najbardziej obrazowa... Nie każdy w żałobie potrzebuje wsparcia psychologicznego, jeżeli tylko wie, że ma prawo do tego, żeby się pozłościć, pozłościć na siebie, że może nie zrobił wszystkiemu żeby zapobiec śmierci ukochanej osoby. Albo, na przykład, złościć się na tę osobę za to, że nas zostawiła. Albo pozłościć się na Pana Boga za to, że do tego dopuścił. Jakby to są wszystko normalne odczucia i teraz jak ja dam sobie przyzwolenie na przeżywanie tych emocji w takim zakresie, że one są normalne i ja mam prawo się złościć, to ja sobie mogę z tym spokojnie sama poradzić. Z tym, że też bardzo często to, co blokuje takie trochę samouzdrowienie, to jest presja społeczna, tak? Że często słyszymy też takie właśnie komunikaty, po pierwsze, nie złość się,  bo nie ma powodu, żebyś się złościła, no bo jak ktoś nie rozumie, z czego to wynika, no to rzeczywiście nie ma powodu. A dwa, w sytuacji, na przykład, wejścia w taki etap smutku, rozpaczy, płaczu. Ktoś słyszy komunikat: „Weź się w garść. Weź się wreszcie w garść, ileż można?”, nie? „Masz dla kogo żyć. Może masz dzieci, nie? Weź się w garść”. No i jakby ta blokada, presja społeczna często powoduje blokadę taką, w której, nie wiem, no, przeżywanie żałoby, czyli trwanie tak naprawdę jakimś permanentnym kryzysie może trwać latami. Ja pamiętam miałam dwie takie pacjentki, w poprzednim miejscu pracy, obie panie trafiły do mnie z objawami depresji. Okazało się że obie straciły mężów mniej więcej w tym samym bardzo podobnym czasie. Od śmierci mężów minęło około 20 lat. I co się okazało, że obie panie były tak naprawdę w zablokowanej żałobie, właśnie na etapie gniewu, kiedy zaczynały się złościć, dostały taki komunikat: „Weź się w garść! Przestań! Już wystarczy!”, nie? I to się zablokowało do tego stopnia, że trzeba było tę żałobę po dwudziestu latach przechodzić od nowa po to, żeby ją prawidłowo zamknąć. To może mieć, na przykład, takie konsekwencje. Jeżeli pozwolimy sobie na przeżywanie pewnych trudnych rzeczy i bliscy, jako sieć wsparcia, również nam na to pozwoli, rozumiejąc z czego to wynika, to jesteśmy w stanie poradzić sobie sami. Tu nie ma do końca też jakiś takich wskazówek czy rad na to, nie wiem, jakby można było to zrobić w sposób twórczy czy jakiś taki... Bo jakby człowiek w kryzysie nie widzi do końca na tym etapie radzenia sobie jeszcze z kryzysem, nie widzi jasnej końcówki tego kryzysu. Jakby to na pewnym etapie przeżywania nie jest w ogóle widoczne, do tego się dopiero  dochodzi etapami, kiedy emocjonalnie wchodzi się w taki moment już równowagi, to dopiero wtedy zaczyna się widzieć różnego rodzaju nowe nadzieje, nowe horyzonty, nowe możliwości. To jest taki etap w radzeniu sobie też z kryzysem, w którym człowiek przeorganizowuje swoje życie na nowo. Ale to na pewno nie dzieje się na początku. Jakby trudno też we wsparciu osoby w kryzysie gdzieś na początku, kiedy ona tego kryzysu mocno doświadcza, zwłaszcza tego kryzysu sytuacyjnego, powiedzieć jej, że: „Wiesz? A może tak się miało stać”, na przykład, „bo wyniknie z tego coś dobrego”, prawda? To jest chyba jedna z najgorszych rzeczy, którą w tym momencie w ogóle można powiedzieć osobie w kryzysie. To się dopiero widzi po czasie i to w perspektywie, jak się człowiek za siebie obejrzy, no bo jesteśmy na takim etapie, w którym nadajemy sens temu, co się stało. To jest naturalna kolej rzeczy. Jeżeli przeżywamy kryzys w taki normatywny, prawidłowy sposób, to przychodzi taki moment, że my nadajemy sens, jakby to poszukiwanie sensowności jest taką częścią już wychodzenia z kryzysu i jakby odzyskiwania tego stanu równowagi. I jak nadajemy sens, to my dopiero wtedy sami ten sens widzimy, ale musimy mieć też wcześniej jakby wyrażone i przepracowane wszystkie te wcześniejsze emocje. Powiedzenie komuś, nie wiem, na etapie, no nie wiem, śmierci osoby bliskiej, chorej, na przykład, że: „No, to dobrze, bo już nie cierpi”, no to w tym momencie osoba w kryzysie tego nie przyjmie, bo ona przede wszystkim przyjmuje to, że osoba ukochana, bliska ją zostawiła, opuściła, tam będzie dużo złości, dużo gniewu, dużo żalu, tak? Ona z czasem dostrzeże to, że być może rzeczywiście choroba wyniszczałaby jeszcze bardziej. I może rzeczywiście jakby sensem tej śmierci jest to, że jej ukochana, bliska osoba już nie cierpi. Natomiast jakby też musimy być, jako osoby wspierające, bardzo uważni na to, co mówimy do osoby w kryzysie. Dlatego interwenci skupiają się przede wszystkim na obniżeniu emocji, ale nie przez pocieszanie, nie przez nadawanie sensu. Do tego osoba musi dojść sama, dopiero po czasie, na pewnym etapie. Często, na przykład, wsparcie w takiej nagłej sytuacji kryzysowej polega na tym, żeby zapytać, czy osoba coś jadła i coś piła, na przykład, nie? Jakby zadbanie o te bardzo podstawowe potrzeby fizjologiczne i dopiero potem możemy zacząć rozmawiać o tym, co trudne. Czasami jest tak, że to wsparcie polega głównie na tym, że siedzimy i milczymy, po prostu jesteśmy, jakby jesteśmy gotowi, otwarci w każdej chwili, gdyby ktoś chciał z nami porozmawiać. Ta gotowość, otwartość na przyjęcie osoby w kryzysie też jest szalenie ważna we wsparciu. To już jest czasami bardzo dużo. Wielu osobom brakuje chociażby tego, żeby miały kogoś, do którego wcale nie muszą się odzywać. ale mają taką świadomość, że jest ktoś, kto w każdej chwili jest gotowy na przyjęcie, bo to jest też kwestia tego, na ile my, jako osoby wspierające, mamy w sobie pojemność do przyjęcia tego trudu, z którym ktoś do nas przychodzi. Jakby nie każdy ma w sobie taką pojemność i możliwość tego skontenerowania. Jeżeli ktoś nie jest gotowy, to, na przykład, bardzo szybko wyrazi to, że już jest znużony tym, co słyszy. Żeby osobę też w kryzysie wesprzeć, no to trzeba mieć w sobie taką gotowość i pojemność, żeby to po prostu przyjąć.



Marcin Nowak

Ja myślę sobie, że ten etap jakby, że to właściwie można określić, że ważne jest w tym przeżywaniu kryzysu zrobienie miejsca w sobie najpierw, no, w takim sensie, żeby zrobić sobie miejsce i dać sobie przestrzeń na to, żeby te emocje wszystkie trudne, które dane doświadczenie wnosi ze sobą, nie wyrzucać ich, nie wypychać, tylko jakby przyjąć. A z drugiej strony też jako dla osób, które towarzyszą osobom w kryzysie, również jest ważne, żeby zrobić miejsce dla tej osoby, czy nie wchodzić jakby z dobrymi radami, z pocieszeniem, które tak naprawdę nam daje poczucie sprawczości, ale jakby nie jest związane z widzeniem tej osoby, której chcemy faktycznie pomóc, prawda? Bo to też można mieć takie wrażenie, słuchając pani właśnie też opowieści o różnych strategiach pocieszania, że tak naprawdę istnieje niebezpieczeństwo, nie chodzi o tę osobę, którą my pocieszamy, tylko chodzi o to, żebyśmy my sami mieli poczucie sprawczości tego, żeby jakoś tę rzeczywistość ogarniamy, czy jakby niby radzimy sobie w cudzysłowie. Czy to jest słuszna intuicja z pani doświadczenia?



Katarzyna Górczyńska

No tak. Jakby tutaj problem nasz często polega właśnie na tym, że kiedy zadzieje się coś trudnego w życiu osoby, na przykład, żałoba, to jest jedno, czy utrata osoby bliskiej – więc bardzo trudne doświadczenia, ale sytuacja choroby - to też jest taka myśl nie obca wielu osobom - sytuacja nagłej choroby, choroby onkologicznej czy jakiekolwiek, no, to w tej chwili, na przykład, covid, prawda, i pandemia też, no, mocno są takimi jakby sytuacjami, w których, no, tych kryzysów się dużo pojawia, ale jakby nagła choroba i... Ja też mam takie doświadczenia gdzieś tam w kontakcie z osobami chorymi przewlekle czy chorymi, na przykład, onkologiczne. Zresztą w ogóle nowotwory, choroby nowotworowe, to jest taka trudna działka, bo nam też choroba nowotworowa się od razu kojarzy, na przykład, z wyrokiem, nie? No to, to trochę tak. I bardzo często, no, to jest też kryzys, tak? Bo to jest pewnego rodzaju strata również, strata zdrowia. W ogóle jakakolwiek utrata zdrowia czy utrata sprawności to jest również, po pierwsze, kryzys, po drugie... No bo trzeba przeorganizować znowu swoje życie na nowo. Najpierw, na przykład, na czas leczenia, prawda? A potem przeorganizować, bo, na przykład, leczenie nie pozwala już do powrotu, na przykład, do poprzednich aktywności, nie? Do tej pory byliśmy, na przykład, aktywnymi sportowcami, a w tej chwili choroba i leczenie nie pozwala nam nawet po zakończeniu tego leczenia, nie pozwala nam na powrót do tamtej sprawności  czy uprawiania konkretnych sportów, czy jakby konkretnych aktywności, które do tej pory stanowiły część naszego życia, a przez to część nas samych. No więc potem też trzeba przeżyć żałobę, trzeba sobie na nowo przeorganizować, ale moje doświadczenie i moje obserwacje są takie, że bardzo często to właśnie wtedy, kiedy osoba w kryzysie potrzebuje największego wsparcia, nagle... Mówię o sytuacji choroby. Nagle robi się wokół niej cicho i pusto. Czyli z jednej strony to, co pan mówi, że chcemy pocieszać, bo my mamy wtedy takie poczucie sprawczości, tego, że zrobiliśmy coś dla tej osoby, że byliśmy właśnie dla niej oparciem, ale jest też taka bardzo duża grupa ludzi, którzy się po prostu tego boją, bo to jest bardzo trudne i obciążające i nagle się robi cicho, głucho i pusto, nie? I w tym momencie, kiedy ktoś naprawdę potrzebuje nie tego, żeby go pocieszać, nie tego nawet, żeby wylewać swoje żale na temat choroby i tego, co się dzieje z jego ciałem i jaki to on jest i biedny, i pokrzywdzony, tylko, na przykład, chce mieć kogoś, z kim może się napić kawy, z kim może zachować resztki normalności, bo, na przykład, choroba, długotrwałe leczenie czy jakaś sytuacja, w której wchodzi niepełnosprawność, tak nam wywraca życie do góry nogami, że my pragniemy zachowania namiastki normalności, prawda? Więc, nie wiem, ta kawa z kimś bliskim ma wymiar wręcz terapeutyczny wtedy. I zwykle jest tak, że nagle robi się głucho, cicho i pusto i gdzieś ci ludzie znikają, dlatego że sami właśnie nie mają tej pojemności jakby przyjęcia tego nadmiaru tych trudnych doświadczeń, bo boją się tego, najzwyczajniej w świecie boją się tego, jak zareagować, co zrobić, co powiedzieć, prawda? A bardzo często, jeśli chodzi o takie wsparcie w kryzysie, wystarczy po prostu zapytać osobę: „Czego potrzebujesz?”, „Czego potrzebujesz?”. To jest bardzo proste, ale bardzo ważne pytanie: „Czego potrzebujesz?”, „Czego byś ode mnie oczekiwał?”, „W czym ci mogę pomóc?”, „Co mogę dla ciebie zrobić?”, nie? To są takie bardzo proste pytania, które bardzo często nie padają, a wystarczy tylko tyle i może się okazać, że osoba w kryzysie wcale nie oczekuje od nas nie wiadomo czego. My sobie tak często wyobrażamy, że tu będziemy musieli być strasznie zaangażowani w pomoc, a ona, na przykład, powie: „Kawy bym się napiła chętnie z tobą”, nie? „Film byśmy wspólnie chętnie obejrzeli”. Że jakby te formy wsparcia też osoby w kryzysie wcale nie muszą przekraczać naszych możliwości, jako osób wspierających. Natomiast samo poradzenie sobie z kryzysem może przerastać tą osobę w kryzysie i jeżeli jeszcze zabraknie tej sieci wsparcia dookoła, to bardzo często osoba w kryzysie po prostu traci poczucie własnej wartości, tak? No bo jakby zaczyna sobie uświadamiać: „Ale to, halo, to w takim razie nie dość, że w ogóle mam problem, to jeszcze nie jestem na tyle warta, żeby w ogóle ktoś chciał ze mną pogadać?”, nie? Jakby to jest w takim dodatkowym obciążeniem. Nie dość że i tak kryzys rzeczywiście zaburza percepcję i osoba ma poczucie bezradności, bardzo często lęk dodatkowo jeszcze przytłacza i przygniata, no to jeszcze się okazuje, że gdzieś tam z zewnątrz nie jestem na tyle godna, na tyle warta tego, żeby ktoś po prostu napił się ze mną kawy, nie, bo jestem dla kogoś obciążeniem. Jakby za tym bardzo często też idzie takie poczucie winy, że jestem dla kogoś obciążeniem,  na przykład, nie? Więc w interwencji też takiej kryzysowej, we wsparciu osób w kryzysie, często takim elementem też jednym z podstawowych jest po prostu odbarczenie z poczucia winy. Jeżeli to jest jeszcze taka sytuacja, w której osoba myśli sobie, że w ogóle mogła czemuś zapobiec, a nie zapobiegła sytuacji, na przykład, poroni, są takimi trudnymi sytuacjami, w  których to poczucie winy wchodzi bardzo mocno. I kobieta w kryzysie czy małżeństwo w kryzysie, rodzice w kryzysie, no też zwykle ten pierwszy moment to jest odbarczenie z  poczucia winy, na przykład.



Marcin Nowak

Bardzo to jest ciekawe i też takie ważne faktycznie, żeby... Nieraz wystarczy prosty gest, prawda, tak słuchając pani. I tak naprawdę najbardziej deficytowy towar w dzisiejszym czasie, czyli czas, żeby nie ten, że tego właściwie... Często chcemy pomagać i myślimy właśnie o różnych rzeczach, które są z tym związane, a nieraz wystarczy po prostu poświęcić popołudnie, wieczór albo kawałek czasu, dać uwagę i czas. I to nieraz bardzo pomaga. Ja myślę sobie też jeszcze, bo rozmawiamy cały czas, pani Katarzyno, o kryzysie i zastanawiam się, trochę to gdzieś było na początku naszej rozmowy, ta różnica między kryzysem psychologicznym a rozwojowym. Czy moglibyśmy jeszcze troszeczkę tutaj to przybliżyć słuchaczom? Jaka tutaj jest różnica pomiędzy tymi kryzysami psychologicznymi i kryzysami rozwojowymi? Też jeżeli moglibyśmy przy okazji troszeczkę nawiązać do Erika Eriksona, bo on tutaj miał sporo chyba do powiedzenia, jeżeli chodzi o te kryzysy rozwojowe, to może nam wszystkim by też trochę też rozjaśniło. Gdzie jest ta różnica?



Katarzyna Górczyńska

Kryzysy rozwojowe według Erika Eriksona to są takie momenty, w których następuje konflikt, który musimy sobie pozytywnie rozwiązać, żeby móc iść dalej w rozwoju. On wyróżnia takich osiem konfliktów na przestrzeni naszego życia, gdzie jest     oczywiście ten rozwój, dzieje się przez całe nasze życie od narodzin. To są takie kryzysy, które są rozciągnięte w czasie, i jakby rzeczywiście ten każdy z tych etapów kończy się tym konfliktem, który właśnie musimy, musimy, musimy rozwiązać. To jest też, no właśnie, ważne w takim aspekcie, bo akurat w przypadku tych pierwszych okresów naszego życia, to dziecko naturalnie próbuje rozwiązać te konflikty, ale też tak naprawdę nie zrobi tego bez obecności rodziców. I ja obecnie pracuje w ośrodku adopcyjnym i my, jak szkolimy przyszłych rodziców adopcyjnych, kandydatów na rodziców adopcyjnych, to o tej teorii mówimy bardzo dużo, dlatego że dzieci, które trafiają do adopcji, bardzo często z powodu różnych deficytów w rodzinach biologicznych mają te konflikty czy te kryzysy nierozwiązane prawidłowo albo w ogóle nierozwiązane. I dopiero, na przykład, w rodzinach adopcyjnych dzieje się coś takiego, to jest też takie ciekawe zjawisko, że dzieci, jak się poczują już w domu bezpiecznie, to się regresują i wracają do tych niezamkniętych okresów rozwojowych, do tych konfliktów, po to, żeby je sobie przeżyć i rozwiązać, i zakończyć na nowo, już w sposób prawidłowy. Z tym, że tutaj jest duża rola rodziców, bo o ile potem, w dorosłości, no to oczywiście każdy już ten konflikt musi sobie rozwiązać sam. Jeden z takich kryzysów, no to jest ten kryzys w okolicach wieku średniego, związany głównie z jakimś takim bilansem życia, prawda? Natomiast w okresach tych dziecięcych, no to najpierw dziecko do pierwszego roku życia, na przykład, rozwiązuje się taki konflikt ufność-nieufność, na ile rodzic jest taką bezpieczną bazą, z którą mogę sobie nawiązać bezpieczną więź, na ile mogę mu zaufać i, na przykład, od pozytywnego rozwiązania tego konfliktu będzie zależeć to, jak będzie dziecko w przyszłości nawiązywać relacje z innymi ludźmi. Czy świat i inni ludzie będą godni zaufania, czy będzie można im zaufać, czy wręcz przeciwnie. Zestawia się prosty konflikt: zaufanie - brak zaufania, tak? Jak to się, na przykład... Czy rodzic jest przewidywalny, o! Jakby... Przykład, który my zawsze też podajemy to jest taki, kiedy dziecko, takie około 8-9 miesięcy, to jest taki szkrab, który siedzi, na przykład, zrzuca przedmioty, prawda, ze, nie wiem, ze stolika. I rodzic cierpliwie ten przedmiot po raz tysięczny podnosi i kładzie z powrotem na stolik, a dziecko znowu ten przedmiot zrzuca. Na ile rodzic jest przewidywalny? Ile razy to zrobi? Kiedy mi postawi granice? Czyli jakby na podstawie takich zachowań buduje się poczucie komfortu, poczucie bezpieczeństwa, zaufanie, nieprzewidywalność wobec rodzica. Potem, na przykład, mamy taki konflikt, w którym dziecko buduje autonomię. Ale jeżeli sobie źle, nieprawidłowo rozwiąże ten konflikt, no to będzie poczucie wstydu. Jak to się przejawia? Gdzieś około drugiego roku życia, jak już dziecko zaczyna mówić, to mamy, wszystko jest : „Ja siam, ja sam, ja siama”, nie? I teraz tak: Rodzic, jeżeli pozwoli dziecku znowu jakby na przestrzeń do tego, żeby dziecko eksplorowało świat, poznawało ten świat samodzielnie, jakby rzeczywiście uczyło się też na własnych błędach, 15 razy zrobiło coś niewłaściwie po to, żeby móc nauczyć się samodzielności, to rzeczywiście rozwinie nam się autonomia. Natomiast jeżeli wkroczy rodzic i powie: „Nie, bo się guzdrzesz, daj, ja to zawiążę, ja to zapnę. Nie, bo znowu porozlewasz”, nie? No to co się rodzi? Na pewno nie poczucie sprawczości i przede wszystkim poczucie wstydu i poczucie takiej też winy za to, że, na przykład, nie wiem, znowu zrobiłam coś źle. Ale przede wszystkim poczucie wstydu, że nie potrafię czegoś zrobić, tak, że jestem niezdarny. To są takie konflikty, które, jeżeli dziecko właśnie nie rozwiąże sobie prawidłowo, to one będą bardzo mocno pokutować w adolescencji, w życiu dorosłym również. Jakby my sobie z tego nie zdajemy bardzo mocno sprawy, jak ważne są te konflikty. One się dzieją bardzo naturalnie, my ich na co dzień nie zauważamy. Myślę sobie, że też rodzic, kiedy urodzi mu się dziecko biologiczne, też się nie zastanawia nad tym: „Aha, moje dziecko kończy pierwszy rok życia, czyli właściwie ma rozwiązany konflikt ufność-nieufność”. Nie myślimy o tym w ten sposób. Natomiast my zwracamy na to uwagę, szkoląc z naszych rodziców adopcyjnych właśnie dlatego, żeby oni wyłapywali sobie, na przykład, te momenty, w których dziecko wraca sobie do tych nieprzepracowanych konfliktów, do tych nieprzepracowanych kryzysów po to, żeby móc je przepracować na nowo. I to jest bardzo mocno zauważalne. My to bardzo często słyszymy, będąc w kontakcie z rodzinami adopcyjnymi, że dzieci się regresują, nawet, na przykład, nie wiem, 6- 7-latek potrafi się zregresować do pewnych zachowań, na przykład, z drugiego roku życia, nie? Czasami z pierwszego roku życia, kiedy dziecko wymaga tego, wręcz domaga się, na przykład, smoczka, picia z butelki. To są, na przykład, regresy do takich sytuacji i one paradoksalnie dzieją się tylko w domu, bo dziecko, na przykład, wchodzi w swoje środowisko rówieśnicze i zachowuje się adekwatnie do wieku. Natomiast regresuje się w domu, czyli w tym środowisku bezpiecznym. To są takie rzeczy pokazujące ważność. Kolejną rzeczą, na którą też zwracam uwagę, to jest kolejny... Jeszcze chcę dojść do adolescencji, ale kolejnym elementem w tych kryzysach jest, na przykład, kryzys, w którym dziecko podejmuje inicjatywę, a w przeciwnym razie będzie się rodzić poczucie winy, czyli te wszystkie sytuacje, w których dziecko, na przykład, w zabawie symbolicznej, przebiera się za postacie, różne przedmioty w domu odgrywają, na przykład, tarcza rycerska to jest pokrywka od garnka, prawda, albo, na przykład, peleryna superbohatera to jest ta ulubiona paszmina mamy, ta jedwabna, bo się fajnie na wietrze będzie poruszać. Jeżeli rodzic pozwoli dziecku na taką inicjatywę, to dziecko też w sobie potem na przyszłość wyrabia taką zdolność w ogóle podejmowania określonych działań, bo wie, że ma na to przestrzeń, wie, że ma aprobatę rodzica, jeśli chodzi o podejmowanie tych działań. Rozwija się absolutnie kreatywność i wyobraźnia również. Natomiast jeżeli dziecko jest za to karcone, że znowu coś zniszczy, znowu coś zepsuje, że znowu coś wymyśla, no to rodzi się w nim poczucie winy, więc, na przykład, nie wymagajmy potem od nastolatka czy dorastającego młodego dorosłego, żeby inicjował pewne działania i miał pomysł na życie. Jeżeli my w okresie czterech-pięciu lat nie pozwalaliśmy mu na tę kreatywność i na to decydowanie o sobie, na to tworzenie siebie, wchodzenie też symbolicznie w pewne role i inicjowanie pewnych działań to nie wymagajmy tego potem na przyszłość. Tak to się to mniej więcej przekłada, jeśli chodzi o te kryzysy rozwojowe. No i ten kryzys adolescencji, najważniejszy. Myślę sobie taki, który integruje przeszłość, teraźniejszość po to, żeby móc wejść w przyszłość i odpowiedzieć sobie na pytanie: Kim chcę być?”. Ja zawsze też podaję taki przykład, że w serialu Ranczo córka wójta jest absolutnie przepiękną wizualizacją buntu młodzieńczego, kiedy ona, co odcinek, jest inną postacią, czasami tak absolutnie skrajną. W tym poszukiwaniu siebie jest po prostu absolutnie genialna. I rzeczywiście czasami się tak zdarza, że w tym poszukiwaniu siebie dziecko dzisiaj chce grać na gitarze, jutro chce grać w piłkę, pojutrze chce śpiewać, a w międzyczasie jeszcze ma 5 tysięcy pomysłów na look i outfit, jak to się dzisiaj mówi popularnie. Natomiast jest mu to potrzebne właśnie do tego, żeby dookreślić swoje miejsce w świecie, odpowiedzieć sobie, jakby zintegrować to poczucie tożsamości, kim jestem, kim chcę być w oparciu również o swoją przeszłość. Dodam tu tylko, że w przypadku adopcji to jest tak ważne, żeby była jawność adopcji, bo dziecko buduje swoje poczucie tożsamości w rodzinie adopcyjnej również w oparciu o swoją przeszłość, czyli rodzinę pochodzenia, bo wtedy dopiero może się to dookreślić konkretnie, co chce robić w życiu, bo to się tak potem przekłada, co chce robić w życiu. Jeżeli mam nierozwiązany konflikt tożsamości w okresie adolescencji, to potem mamy takich wiecznych studentów, że ktoś zaczyna trzy kierunki, nie kończy, tu zrobił dwa lata, tam zrobił pięć, tu zrobił taki kurs, tu zrobił jeszcze inny, nie? Jakby nie umiem... Czasami to są tak skrajnie... To są też przykłady z życia, że czasami spotykam ludzi tak kompletnie, jakby skrajnie wykształconych, czasami po części, czasami w całości, że ja od razu widzę, że tam jest jakiś kon... To nie jest kwestia przebranżowienia, nie, to jest jakby ciągłe poszukiwanie siebie. Nie umiem znaleźć swojego miejsca, tu mnie coś interesuje, tam mnie, tu złapię kawałek, tam trochę. Prawdopodobnie ten okres adolescencji, no, nie przebiegał... Kryzys ten adolescencyjny nie został prawidłowo rozwiązany, więc nie bardzo, wiem kim jestem, tak? Nie mówiąc o tym, że oczywiście bunt młodzieńczy, który czasami ma formę burzy i naporu, a jest czymś absolutnie normalnym, dla wielu ludzi niestety odbiegającym od normy, czyli to, że dziecko, nie wiem, złości się, niektórzy mówią, manipuluje, pyskuje, wyraża czasami bardzo ekspresyjnie emocje, które nim targają, a one po prostu nim targają, do tego dochodzi burza hormonów siłą rzeczy, które mieszają strasznie w organizmie. Jeżeli będzie ten bunt tłumiony, to on znowu nam wylezie po czasie, na przykład, no właśnie, chociażby będzie się objawiać tym, że młody dorosły będzie co chwilę zmieniał pracę albo co chwilę zmieniał studia, albo właśnie w sytuacji, w której oczekiwalibyśmy od niego już stabilizacji, no to jakby nie będzie umiał się ustabilizować i ustatkować, prawda? Bo my wymagaliśmy wtedy, kiedy się dziecko buntowało, żeby było, mówiąc w cudzysłowiu, grzeczne, posłuszne, uległe. No więc jeżeli wymagamy od dziecka, żeby było układane, grzeczne, posłuszne i uległe, no to nie wymagajmy od niego w dorosłości, żeby stawiało granice, walczyło o swoje i dokonywało samodzielnych wyborów, bo to są nierozwiązane konflikty i nierozwiązane kryzysy rozwojowe. 



Marcin Nowak

Tak sobie myślę, że ta ścieżka tych kryzysów rozwojowych, dobre przeżycie gwarantuje to, że w sytuacji później tych kryzysów psychologicznych, które... Czy jakby trudnych doświadczeń, jest bardzo ważne. Chyba faktycznie, że to jest taka zależność pomiędzy tym, jak my te kryzysy przeżywaliśmy na różnych etapach, jakich mieliśmy... Otoczenie swoich rodziców, opiekunów na różnych etapach tego kryzysu. To się chyba jakoś tak tam domyka w sytuacji właśnie, nie wiem, śmierci, choroby, straty. Może dostajemy pewnego rodzaju zasoby, o których pani... Od których rozpoczęliśmy naszą rozmowę, do tego, żeby samodzielnie albo do takiej odporności psychicznej do tego, żeby te kryzysy były dla nas źródłem rozwoju.



Marcin Nowak

Zresztą pojawia się trochę na początku rozmowy o tym  posttraumatycznym wzroście, prawda? Znaczy, że w jakim takim rodzaju doświadczenia, które właśnie nie zabija, ale powoduje, że my jesteśmy, nie wiem, dojrzalsi, mamy głębszą perspektywę. Tak się zastanawiam, czy ta intuicja jest słuszna, że faktycznie te różne dobre rozwiązywanie kryzysów rozwojowych na etapie naszego życia, z którego jest zbudowane, nie tyle może gwarantuje, ale stwarza większą szansę na to, że my będziemy umieli sobie radzić mądrze i rozwojowo z tymi kryzysami psychologicznym, które wcześniej czy później nas spotkają. No bo tak to jest życie zbudowane. No tak, bo jeżeli my prawidłowo na każdym etapie rozwiążemy sobie kryzys rozwojowy, no to ten rozwój generalnie przebiega normatywne, czyli my siłą rzeczy budujemy te zasoby. Dziecko nabiera ufności do świata, do dorosłych, tak? Potem uczy się autonomii, więc uczy się samodzielności, uczy się sprawczości. Potem jest podtrzymywana ta pracowitość poprzez, na kolejnym etapie też, poprzez uznanie. Mamy ogromną dzieci, mają ogromną moc... Jest taki etap, w którym dzieci mają ogromną potrzebę uznania. Jeżeli odpowiadam sobie jeszcze prawidłowo na pytanie, kim jestem, i rodzice mi dali też przestrzeń do tego, że ja byłam w stanie sobie odpowiedzieć na to pytanie, to to już jest cała gama zasobów takich osobowościowych, które pozwalają mi się mierzyć również z trudnościami, które napotykam w życiu, czyli z tymi kryzysami psychologicznymi. To jakby jedno wynika z drugiego, że jeżeli na pewnym etapie mam nieprawidłowo rozwiązany kryzys i mam ogromne poczucie winy ze wszystkiego, co robię, tak, jakby żyję w takim poczuciu „Przepraszam w ogóle, że żyję”, no to w momencie pojawienia się pierwszego kryzysu, czy, na przykład, nie wiem, na jakim etapie właśnie wstydu czy poczucia winy, to po pierwsze, nie umiem sobie zorganizować żadnego wsparcia, nie widzę tego wsparcia, nie mam zaufania do świata, tak? Mogę traktować ludzi jako wrogów, też izoluję się, bo to często też skutkuje tym, że człowiek zaczyna się izolować, na przykład, tak? No więc siłą rzeczy rzeczywiście jedno zaczyna pociągać za sobą drugie i myślę sobie też, że pandemia tak naprawdę bardzo obnażyła to, na ile my w ogóle mamy umiejętność budowania zasobów, czyli takiego magazynowania na zapas. Znaczy, tak, jak sobie obserwuję sytuacje pandemiczne jeszcze ze LockDownu wiosną, to oczywiście, pomijając te takie kryzysy związane z utratą pracy, z utratą zdrowia, tak, czy ze śmiercią osób które, zmarły na covid, z sytuacjami, w których rzeczywiście LockDown sprawił, że, na przykład, wzrosła nam liczba ofiar przemocy, niestety, tak? Jakby eskalacja przemocy w związku z tym zamknięciem bardzo nabrała na sile. To, jakby trochę pomijając to, ja mówię o takim rzeczywiście funkcjonowaniu tylko w zamknięciu, tylko w izolacji wynikającej po prostu z potrzeby chwili. Ta pandemia obnażyła, jak bardzo nie umiemy budować zasobów, jak nie dbamy tak naprawdę o ten komfort nasz psychiczny w takim znaczeniu budowania odporności na przyszłość. Proszę zobaczyć że, my jesteśmy skłonni przyjmować różnego rodzaju suplementy po to, żeby nasze ciało było zdrowe. Kompletnie nie dbamy o umysł i o ducha. Wystarczyło kilka tygodni zamknięcia i ludzie zaczęli mówić, że w ogóle borykają się z takimi lękami, niepokojami nie tylko związanymi, na przykład, z zachorowaniem, z niepokojem o siebie, o bliskich, ale że w ogóle ta sytuacja izolacji i zamknięcia budzi w nich taki dyskomfort, że często po prostu nie umieją sobie z tym poradzić. W dobie Internetu, możliwości komunikacji, Zooma, tak, dostępu do mediów wszelakich. Nagle się, na przykład, okazało, że kultura nie jest dodatkiem do naszego życia, tylko częścią naszego życia, prawda? Że ten rozwój w sferze intelektualnym, umysłowym, psychicznym jest tak samo ważny, jak dbanie o ciało i o zdrowie. I my mieliśmy taki moment w pandemii, w którym nie wiedzieliśmy, dokąd to zmierza, my nie wiedzieliśmy, ile potrwa LockDown, tak? Jakby  pokazywano nam pewne granice, ale jednak z informacją, że to się może przedłużyć. Ostatecznie w takim całkowitym zamknięciu byliśmy około ośmiu tygodni. To jest bardzo długo. I nagle się okazało, że odcięto nam dostęp do spotkań towarzyskich, do teatru, do kina, do restauracji. I pojawił się problem. Wiele osób nie potrafiło poradzić sobie z izolacją i nie potrafiło sobie tego przeorganizować i przetransponować, że po prostu jest taka konieczność  w tym momencie i trzeba się do tego dostosować. Jakby ta możliwość elastyczności i jakby zaakceptowania sytuacji, i dostosowania się do zmiany była w wielu przypadkach znikoma, jeśli nie żadna. Ta pandemia to bardzo doskonale to obnażyła. Myślę, że to jest ogromny problem.



Marcin Nowak

Tak słuchając właśnie pani, wynika to, że myślę sobie, przyszło mi takie skojarzenie, że faktycznie to jest to słowo: „elastyczność” jest też chyba kluczowe dla tego naszego rozmawiania. Zaczynaliśmy od tego kryzysu jako pęknięcia, prawda? Znaczy, w sytuacji, w której my jesteśmy sztywni, kurczowo trzymamy się różnych jakichś swoich, nie wiem, przyzwyczajeń, schematów poznawczych, jakby zawsze tak było, bo tak trzeba i tak dalej. To w sytuacji, w której rzeczywistość pokazuje, że nie jest tak, jak my chcemy albo bardzo jakby, że nie mamy kontroli nad wszystkim, znaczy, nie jest, nie zawsze będzie tak, że tak było zawsze, to tak zawsze musi być. To, jak tracimy to poczucie kontroli, to wtedy to pęknięcie, kiedy nie mamy właśnie tej elastyczności, akceptacji, to pęknięcie jest o wiele... Nie wiem, mocniejsze, jesteśmy wtedy bardziej podatni chyba na to pęknięcie, bo to już taka metafora tego drzewa, prawda? I im drzewo jest bardziej elastyczne i jakby przejmuje jakby siłę wiatru, tym bardziej się jakby jemu poddajemy w sytuacji, w której jest jakby, nie wiem, nie ma  tej elastyczności w sobie, to bardzo łatwo jakby pęka. I Zastanawiam się, słuchając pani, czy to nie jest podobnie, znaczy z tym doświadczeniem pandemicznym i takiego permanentnego kryzysu, w którym się znaleźliśmy, że te kompetencje właśnie elastyczności, akceptacji i pogodzenia się z tym, że nie mamy nad wszystkim kontroli, powodowało to, że bardzo często ten kryzys w nas jeszcze bardziej się, że tak powiem, potęgował i powodował różne pęknięcia w naszych częściach, nie wiem, osobowości. Uaktywniać... Wydobywał na zewnątrz te różne jakby konflikty, które w nas były, i kryzysy.



Katarzyna Górczyńska

Przyzwyczailiśmy się trochę do tego, że wiele rzeczy jest nam po prostu dane, i mamy takie poczucie, że pewne rzeczy, które otrzymujemy, to jest takie niekończące się źródło. One po prostu są i one są w zasięgu naszej ręki. I do tej pory tak było, że nikt nie zamykał na tak długi czas, restauracji, tak, nie wiem, basenów, miejsc rekreacyjnych. Nie wprowadzał do tej pory takich ograniczeń w takim stopniu. I nagle rzeczywiście z dnia na dzień zostało nam coś zabrane, odcięto źródło, i myślę, że to jest problem, że my się przyzwyczailiśmy do tego, że źródło ciągle jest i ono nigdy nie wyschnie. I nagle się okazało, że  od tego źródła jesteśmy odcięci i nie umiemy sobie z tym poradzić. To jest problem. Myślę też o różnego rodzaju kryzysów, których doświadczamy, bo trzeba pamiętać, że nie każda sytuacja trudna, której doświadczamy w życiu, będzie kryzysem. I nie każdą potraktujemy jako kryzys. Tak, jak mówię, kryzys jest wtedy, kiedy kończą się nasze umiejętności zaradcze. Dopóki umiemy sobie z pewnymi rzeczami poradzić, to ja nawet takiej sytuacji nie traktuję jako kryzys, traktuję jako doświadczenie, jako momenty trudne. Natomiast nie traktuję tego jeszcze w kategoriach kryzysu, jeżeli widzę, że osoba rzeczywiście sama potrafi sobie, jakby ma zasoby do tego, żeby sobie poradzić. Czasami lepiej, czasami gorzej, ale ona powolutku z każdym dniem prze do przodu. To nie jest kryzys. Tak samo jak każda... Nie każda sytuacja problemowa będzie traumą, tak? Każda trauma na pewno będzie kryzysem. Nie każdy kryzys będzie traumatyczny, tak? Nie każdy będzie pociągał za sobą konsekwencje. Natomiast jakby tu rzeczywiście był taki moment ,w którym odcięto nas od tego, co było dla nas oczywiste,  zawsze w zasięgu ręki. I stanęliśmy pod ścianą, bo się okazało, że nie ma z czego czerpać, nie ma do czego sięgnąć. Straciliśmy poczucie kontroli, ale też właśnie nie potrafiliśmy zaakceptować tego, że musimy w ogóle zaakceptować sytuację i musimy się przeorganizować. Że musimy coś zmienić w swoim życiu, że musimy się przystosować do nowej sytuacji. Jakby ten brak umiejętności przystosowywania się to jest też bardzo często problem. Kiedy też tak diagnozujemy ludzi w pracy i widzimy też takie konfiguracje różnych cech i predyspozycji, to rzeczywiście ten brak elastyczności, brak otwartości, brak czy niewielka otwartość, ten brak umiejętności przystosowania się, niskie przystosowanie się, brak akceptacji zmian - to są te czynniki, które mocno korespondują z nie radzeniem sobie z trudnościami, w radzeniu sobie, w przeżywaniu frustracji, w przeżywaniu różnego rodzaju właśnie strat, radzeniu sobie ze stratami. To bardzo mocno ze sobą koresponduje, mocno ze osobą koreluje. I rzeczywiście ta sztywność też utrudnia funkcjonowanie w ogóle na co dzień w życiu, tak? Bo wprowadza też wiele konfliktowych sytuacji, na przykład, w relacjach dodatkowo jeszcze. No więc też w pracy staramy się, czy w pracy w ogóle z taką osobą, zwracać uwagę na to, przede wszystkim pokazać mechanizm, zwrócić uwagę, co może być głównym problemem w nie radzeniu sobie i też małymi krokami najpierw próbować zmieniać jakby, żeby osoba nabywała pewnych kompetencji, nie? Czyli najpierw musi nabyć pewnych kompetencji, dopiero potem może zacząć sobie radzić, na przykład, z kryzysem. To też jest taka pewna zależność tutaj w pracy. Ale rzeczywiście, bo ten brak kontroli, przede wszystkim brak akceptacji, nieumiejętność dostosowania się do sytuacji, no, to jest też ten problem, jeśli chodzi o radzenie sobie z kryzysami. Kryzys może być dla człowieka zagrożeniem, ale może być też szansą. I kryzys warto też traktować w takich kategoriach szansy, szansy na zmianę, która w ogóle może się dokonać w naszym życiu. Bo proszę zauważyć, że dopóki funkcjonujemy według pewnych zasad, według pewnych schematów, wydaje nam się, że wszystko działa. Często nie mamy motywacji do tego, żeby coś zmienić, żeby się przyjrzeć, czy rzeczywiście wszystko działa prawidłowo, działa tak, jak ma działać, jak powinno działać, że może warto byłoby coś zmienić i ulepszyć. I pojawienie się kryzysu czasami przychodzi... Kryzys przychodzi czasami w takim momencie, w którym rzeczywiście jest w stanie zmotywować nas do zmian, jest takim bodźcem do zmiany i przeorganizowania życia na nowo. Kryzys też jest po to, żeby przyjrzeć się samemu sobie, co jest pod spodem, żeby przyjrzeć się też pewnym mechanizmom, które uruchamiają pewne działania nasze, żeby przyjrzeć się naszym emocjom, żeby trochę przyjrzeć się, co w nas siedzi. I kryzys w takim znaczeniu jest bodźcem i jest motywacją, jest szansą na przeorganizowanie i na zmianę również w takim kontekście wzrostu postkrytycznego, o którym bardzo często mówimy, że udało nam się nie tylko jakby przetrwać kryzys, po prostu sobie z nim poradzić i przetrwać, zażegnać ten kryzys, ale wręcz kryzys stał się takim momentem, który doprowadził do naszego wzrostu do rozwoju, na przykład, w obrębie psychicznym, duchowym, że jesteśmy trochę tak jakby level wyżej w jakichś aspektach, w różnych obszarach naszego funkcjonowania. Kryzys może być właśnie takim momentem przełomowym wręcz, właśnie prowadzącym do zmian, do rozwoju, do progresu i w takim kontekście też warto kryzys traktować jako... Pokazując trochę też tą jasną stronę kryzysów, że kryzys sam w sobie nie jest tylko wyniszczający, ale może być wręcz budujący, może być rzeczywiście takim momentem bardzo przełomowym, bardzo przełomowym w naszym w naszym życiu. I te wzrosty postkrytyczne też jakby wyposażają...



Marcin Nowak

Znaczy, to jest też taka siła do, na przykład, kolejnych dalszych zmian i podwaliny pod budowanie też zasobów, czy same w sobie są, same w sobie są takimi zasobami do poradzenia sobie, na przykład, z kolejnymi trudnymi sytuacjami, które dzieją się w naszym życiu. Przypomina mi się tutaj też w tym momencie jedno z kazań księdza Piotra Pawlukiewicza, który bardzo często mówił o tym, że kryzysy są nam potrzebne, i porównywał... Który mówił często o tym, że kryzysy są nam potrzebne, i porównywał je często do tego, co robi kucharka, kiedy chce zobaczyć, czy to, co gotuje w garnku, jej się nie przypala. To co wtedy robi? Jakby łyżką wszystko wywraca od spodu do góry nogami, musi w tym kotle zamieszać, w tym garczku musi zamieszać, żeby zobaczyć jakby, co tam jest w środku. I z kryzysami jest podobnie, że one jakby wracają często nasze życie do góry nogami właśnie po to, żebyśmy zobaczyli, co się w naszym życiu dzieje, co możemy w tym życiu zmienić właśnie po to, żeby pchnąć nas do zmiany, żeby pchnąć nas do rozwoju.



Marcin Nowak

Bardzo dziękuję, pani Katarzyno. Bardzo dziękuję za rozmowę i za podzielenie się swoją wiedzą i doświadczeniem. Bardzo to ciekawe.


Katarzyna Górczyńska

Ja również. 



Marcin Nowak

Dziękuję państwu za to, że byliście z nami. Zapraszam serdecznie do słuchania kolejnych odcinków „Słuchając drogi”, podcastów Centrum Myśli Jana Pawła II. Do usłyszenia.